Zastanawialiście się kiedyś, czy nadejdzie
taki moment, kiedy zabłyśniecie pasjonującym monologiem na temat twierdzenia o
dwusiecznej kąta wewnętrznego w trójkącie? Może dzięki znajomości tych jakże
ciekawych kilku zdań otworzycie przed sobą niezliczenie wiele furtek do
wielkiej kariery? Jak powszechnie wiadomo taka wiedza sprawdzi się wszędzie, i
nie jest to bezużyteczny rupieć pałętający się w naszej głowie, który wyfrunie
z niej tuż po magicznej maturze.
Szkoła. W niej chmara uczniów - przeróżnych osobowości, i
niezbyt przychylne grono pedagogiczne, które zatrzymało się gdzieś w
przeszłości i nie zamierza zmieniać swoich nawyków. Nie przeszkadza im
monotonia wdzierająca się na każdą lekcję oraz znudzone twarze uczniów. Do szarej
kadry nauczycieli dołącza Ida – świeżo upieczona absolwentka polonistyki, która
z braku możliwości zrobienia doktoratu trafiła do ogólniaka. Dziewczyna musi
stawić czoła zbuntowanym licealistom, a dzięki swojej błyskotliwości, poczuciu
humoru oraz nieokiełznanej kreatywności w przeprowadzaniu lekcji, w końcu
zaskarbia sobie ich sympatię. W swoich
bajkowych t-shirtach i rozsznurowanych trampkach nieco wyróżnia się na tle
kadry nauczycielskiej, która nie okazuje się dla niej zbyt przychylna. I tak, z
czasem jej wizyty na dywaniku u dyrektora stają się coraz częstsze.
Pierwsze koty
robaczywki to przede wszystkim powieść pełna
perypetii miłosnych, które stwarzają absurdalne sytuacje. Ida będzie musiała dokonać wyboru między
nastoletnim wielbicielem, byłym chłopakiem, który wciąż nie jest jej obojętny
oraz nowym nauczycielem Kubą. Nie obejdzie się bez walki, ale młoda
nauczycielka zawsze może liczyć na pomoc swoich przyjaciół – ekscentryczną ekolożkę
Adę i jej pokręconego chłopaka Qrka.
W powieści mamy pełną paletę różnych osobowości począwszy od dyrektora wuefisty,
który ma dość oryginalny styl, Adę i Qrka, tworzących barwną, oryginalną parę,
po malkontentne nauczycielki w średnim wieku, pozbawione pasji i pomysłów.
Wystarczy poszperać w głowie, aby odnaleźć, chociaż jedną osobę podobną do
któregoś z bohaterów. Najbardziej utkwiły mi w pamięci znudzone, podstarzałe
nauczycielki, które najchętniej w czasie lekcji zajadałyby ciastka i raz po raz
pytały o cenę lakieru z katalogu Avonu…
Karina Bonowicz w swojej powieści ukazuje obraz współczesnej
szkoły pełnej zrzędzących, niespełnionych nauczycieli, którzy od trzydziestu
lat dyktują notatki z tego samego, nieco już nadgryzionego zębem czasu zeszytu
(a raczej tym, co z niego zostało). Wplata w powieść niezliczenie wiele wysublimowanych
dowcipów, które przywodzą mi na myśl sobotnie popołudnie spędzone w
sielankowej atmosferze w towarzystwie gospodarza Familiady. Tak, z poczuciem
humoru to tutaj bywa różnie… Autorka zawarła w swojej powieści absurdy naszej
polskiej, szarej rzeczywistości, którym stawiamy czoła na co dzień. Polecam wszystkim, którzy szukają lekkiej i średnio zabawnej lektury.
Rzadko sięgam po takie lektury, ale się zdarza, jak zechcę się od fantasy oderwać... Może kiedyś wpadnie mi w ręce, to z chęcią przeczytam.
OdpowiedzUsuńdla urozmaicenie czemu nie?
OdpowiedzUsuńPowiem Ci ze bardzo ciekawie piszesz. Zachęciłaś mnie do zapoznania się z tą pozycją :))
OdpowiedzUsuńJa raczej też rzadko czytam takie lektury, ale jak kiedys spotkam, czemu nie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.