poniedziałek, 13 maja 2013

Egzamin (z) dojrzałości


Zastanawialiście się kiedyś, czy nadejdzie taki moment, kiedy zabłyśniecie pasjonującym monologiem na temat twierdzenia o dwusiecznej kąta wewnętrznego w trójkącie? Może dzięki znajomości tych jakże ciekawych kilku zdań otworzycie przed sobą niezliczenie wiele furtek do wielkiej kariery? Jak powszechnie wiadomo taka wiedza sprawdzi się wszędzie, i nie jest to bezużyteczny rupieć pałętający się w naszej głowie, który wyfrunie z niej tuż po magicznej maturze.

Szkoła. W niej chmara uczniów - przeróżnych osobowości,  i niezbyt przychylne grono pedagogiczne, które zatrzymało się gdzieś w przeszłości i nie zamierza zmieniać swoich nawyków. Nie przeszkadza im monotonia wdzierająca się na każdą lekcję oraz znudzone twarze uczniów. Do szarej kadry nauczycieli dołącza Ida – świeżo upieczona absolwentka polonistyki, która z braku możliwości zrobienia doktoratu trafiła do ogólniaka. Dziewczyna musi stawić czoła zbuntowanym licealistom, a dzięki swojej błyskotliwości, poczuciu humoru oraz nieokiełznanej kreatywności w przeprowadzaniu lekcji, w końcu zaskarbia sobie ich sympatię.  W swoich bajkowych t-shirtach i rozsznurowanych trampkach nieco wyróżnia się na tle kadry nauczycielskiej, która nie okazuje się dla niej zbyt przychylna. I tak, z czasem jej wizyty na dywaniku u dyrektora stają się coraz częstsze.

Pierwsze koty robaczywki to przede wszystkim powieść pełna perypetii miłosnych, które stwarzają absurdalne sytuacje. Ida będzie musiała dokonać wyboru między nastoletnim wielbicielem, byłym chłopakiem, który wciąż nie jest jej obojętny oraz nowym nauczycielem Kubą. Nie obejdzie się bez walki, ale młoda nauczycielka zawsze może liczyć na pomoc swoich przyjaciół – ekscentryczną ekolożkę Adę i jej pokręconego chłopaka Qrka.
W powieści mamy pełną paletę różnych osobowości począwszy od dyrektora wuefisty, który ma dość oryginalny styl, Adę i Qrka, tworzących barwną, oryginalną parę, po malkontentne nauczycielki w średnim wieku, pozbawione pasji i pomysłów. Wystarczy poszperać w głowie, aby odnaleźć, chociaż jedną osobę podobną do któregoś z bohaterów. Najbardziej utkwiły mi w pamięci znudzone, podstarzałe nauczycielki, które najchętniej w czasie lekcji zajadałyby ciastka i raz po raz pytały o cenę lakieru z katalogu Avonu…

Karina Bonowicz w swojej powieści ukazuje obraz współczesnej szkoły pełnej zrzędzących, niespełnionych nauczycieli, którzy od trzydziestu lat dyktują notatki z tego samego, nieco już nadgryzionego zębem czasu zeszytu (a raczej tym, co z niego zostało). Wplata w powieść niezliczenie wiele wysublimowanych dowcipów, które przywodzą mi na myśl sobotnie popołudnie spędzone w sielankowej atmosferze w towarzystwie gospodarza Familiady. Tak, z poczuciem humoru to tutaj bywa różnie… Autorka zawarła w swojej powieści absurdy naszej polskiej, szarej rzeczywistości, którym stawiamy czoła na co dzień. Polecam wszystkim, którzy szukają lekkiej i średnio zabawnej lektury.

4 komentarze:

  1. Rzadko sięgam po takie lektury, ale się zdarza, jak zechcę się od fantasy oderwać... Może kiedyś wpadnie mi w ręce, to z chęcią przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci ze bardzo ciekawie piszesz. Zachęciłaś mnie do zapoznania się z tą pozycją :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja raczej też rzadko czytam takie lektury, ale jak kiedys spotkam, czemu nie ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Wydawnictwa